×

Błąd

[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/2-luty/bal is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.

Drukuj

Lab ynzcimsok

Utworzono: piątek, 13. luty 2015 22:00

[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/2-luty/bal is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.

W pewnej odległej galaktyce Taiwś Yłam Ikleiw mieszkała potężna władczyni Atnaloj. Cniło jej się w bazaltowym pałacu na skraju krateru meteorytów, więc pewnego dnia wysłała swoje wierne służki na sześć stron wszechświata, by zaprosiły każdą żywą istotę na wspaniały lab ynzcimsok. Aloiw powróciła pierwsza w towarzystwie zielonych jegomościów. Kłaniali się nisko władczyni, mrucząc powitania w niezrozumiałych językach. Królowa skinieniem głowy dziękowała za przybycie, lecz nie wiedziała, w które oczy ma spoglądać. Ten przewraca trzema ślepiami, tamten kołysze ślimaczymi czułkami, ów zdaje się w ogóle nie mrugać. A wtedy zjawiła się ona – piękność z ciekłego złota, o rubinowych źrenicach. Zaszumiała łagodnie jak morskie fale, dygnęła z gracją i dołączyła do swoich pobratymców. To z pewnością księżniczka – pomyślała Atnaloj. Rozumiały się bez słów. Aniluap wkroczyła do sali tronowej z turkusowymi wypiekami na twarzy. Nic dziwnego, stała na czele wyjątkowego orszaku. Oto pierwsi z pierwszych – kosmiczni podróżnicy w ciężkich, niezgrabnych skafandrach. Lekko, w skocznych piruetach, nad głowami zebranych poszybował Jurij Gagarin (do niego należy laur pierwszego kosmonauty), Neil Armstrong (zdobywca Księżyca), Walentina Tierieszkowa (pierwsza kobieta w kosmosie), Eileen Collins (płeć piękna po raz pierwszy za sterami wahadłowca). Onyksowe guziczki zalśniły z zachwytu, a z trąbek lustrzanych poddanych Atnaloj wydobyły się euforyczne dźwięki uznania – ni to pękające baloniki gumy do żucia, ni to skrzypienie starych drzwi, coś jakby podskakująca piłeczka albo dzwonienie łyżeczką o kryształową szklankę. Oto bowiem w otwartych na oścież wrotach stanęła Anyżarg z plejadą ciał niebieskich. Romantyczny Srebrny Glob mieni się nieśmiało, przechodząc z fazy do fazy, gdy kroczy dumnie pod ramię z rozpalonym Słońcem, z lekka zachmurzonym, że tym razem nie jest w centrum uwagi. Cicha i niedostępna przestrzeń kosmiczna kołysze długimi warkoczami, nie zważając na zakochane spojrzenia rozległego wszechświata, w którym aż kipią czas, przestrzeń, wszystkie formy materii i energii. Za nimi skradają się dumne siostry, Korona Północy i Korona Południa, prosząc ukradkiem o radę Gwiazdę Polarną – ona zawsze potrafi wskazać właściwy kierunek. Rozchichotana mgławica, spowita różowym obłokiem gazu i pyłu, sunie w barwnym korowodzie karłów. Zirytowana nieco tą całą hałastrą Kasjopeja zawisła głową w dół na nocnym firmamencie, ku uciesze urodziwej Andromedy i dzielnego Perseusza. Sam Układ Słoneczny zaszczycił Atnaloj swoją obecnością – zjawił się z ośmioma swymi córkami i całą świtą. Luna w świetlistej, powłóczystej szacie, zajechała perłowym rydwanem zaprzężonym w dwa alabastrowe konie. Zwiewna, białolica Selene z brylantowym półksiężycem w diademie, rozpostarła troskliwie skrzydła nad małymi, rozedrganymi gwiazdkami. Przyszła kolej na Anilorak – szczebiocząc bez ustanku wwiodła na dywan Drogi Mlecznej przedziwne stwory. Nie mówiły za wiele, lecz uśmiechały się przyjaźnie, machając pogodnie kosmatymi odnóżami, ssawkami, żuwaczkami, ogonami. Przypominały nieco ziemskie stworzenia – biedronki, pszczoły, pająki, tygrysy. Osobliwa zgraja z miejsca podbiła serce królowej. Przy wtórze werbli wmaszerowała Atram otoczona hordą galaktycznych wojowników. Dziś złożyli broń, by uklęknąć przed Atnaloj i wspólnie świętować iktatso. Jak noc i dzień, po raz pierwszy spojrzeli na siebie łaskawie. Nawet mroczny ojciec na krótką chwilę przeszedł na jasną stronę sali, gdzie czekał na niego syn w lnianym kimonie, pełen nowej nadziei. Adgam zmieszana wprowadziła do komnaty zatroskanego Małego Księcia, który wciąż bezskutecznie szuka drogi do ukochanej róży. Jakoś tak tęsknie spogląda na Space-boy’a w szkarłatnym uniformie, z okruchami asteroidy na tytanowych epoletach. Błędny rycerz z Neptuna z niepokojem popatruje na jednookiego pirata, który postanowił zrobić sobie wolne od grabieży i łupieży, lecz szabla jakoś nieznośnie go świerzbi. To już wszyscy, więc czas rozpocząć lab ynzcimsok. Królewska orkiestra załopotała energicznie błoniastymi uszami, aż wybrzmiał dźwięk fanfar niczym wiosenny deszcz. Na rozgrzewkę dókzsezrp rot – odrobina zdrowej rywalizacji. Suknie, peleryny, niezniszczalne pancerze, hełmy, odrzutowe plecaki, zakręcone czułki – wszystko zlało się w tęczową smugę poruszającą się z prędkością światła. Kto wygrał? Kto przegrał? Nieważne! Zabawa dopiero się zaczyna. Atnaloj zeskoczyła z niewygodnego tronu, otrzepała srebrne łuski z gorącej plazmy i zaczęła wirować jak międzyplanetarny derwisz, aż tysiąc małych zajączków rozpierzchło się po sali. Najwyższa pora na ecńamałop ecńat. Młody dżentelmen, skrywający twarz za groźną maską, szturmem zdobył parkiet i serce pewnej szeleszczącej damy. Wygibańcom nie było końca. Niejedna orbitująca para przeżyła bliskie spotkanie trzeciego stopnia z nabzdyczoną przyzwoitką. Kto by się tym jednak przejmował, kiedy na horyzoncie pojawiły się pierścienie wykute z lodu i skał – awotnaf airetol. Wystarczy chwycić rozwichrzony ogon komety i trafić w upatrzonego satelitę, a wówczas można sięgnąć do skarbca królowej po nagrodę-niespodziankę. Olśniewająca supernowa bezgłośnie eksploduje rozpryskując wokół migotliwe pierwiastki – szalony ławanrak właśnie dobiegł końca…

{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/2-luty/bal{/gallery}