[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/1-styczen/koszalki is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Nasz Koszałek-opałek od dawna ukradkiem przygląda się przedszkolakom i ich dziadkom. Wzrusza się zawsze, gdy maluch z uśmiechem pędzi ku babci lub dziadkowi, rzuca się na szyję, obcałowuje od stóp do głów i tuli tak mocno, że słowa więzną w gardle. Zazdrości dzieciom tych chwil. Pewnego dnia postanowił więc zabrać wszystkie nasze smyki w wyjątkową, sentymentalną podróż w przeszłość…
W oddali majaczy jakaś postać w kolorowej chuście na głowie, z wypełnionym po brzegi wiklinowym koszyczkiem w dłoni. Wita się z nami pogodnie i zaprasza w swoje skromne progi. Kobieta właśnie wróciła z targu. Wygładza spódnicę, przewiązuje się zapaską, podkasuje rękawy i zabiera się do dzieła – ciasto na chleb przecie samo się nie zagniecie. Rozglądamy się uważnie po sieni. Na świeżo pobielonych ścianach stare fotografie i święte obrazki. Para młodych bacznie nam się przygląda ze ślubnego portretu. To dziadkowie gospodyni – gdy o nich wspomina, łezka tęsknoty błyszczy jej w kąciku oka. Kot leniwie pomrukuje za piecem, pęki ziół i korale grzybów suszą się w oknach, gorąca herbata bulgocze w srebrnym samowarze, a na kuchni z fajerkami pyrka cicho zacierkowa. Drewniany kołowrotek niecierpliwie turkocze w rogu pokoju – puszyste pagórki owczego runa, czekają, aż z niesfornych kosmyków powstanie gruba wełna, a z niej ciepłe swetry i skarpety. Szorstka tara pieni się poirytowana, zanurzona po uszy w bali z ciepłą wodą. Zgrzyta szarym mydłem między zębami – tyle brudnej bielizny, że końca nie widać! Żelazko syczy rozbawione rozżarzonymi węgielkami. Zadziera nosa, bo – jak twierdzi – ma w sobie coś, co zwą duszą. Jak gospodyni uwinie się sama z całą pracą? Odpowiedź jest prosta – pomożemy! Szybko dzielimy się obowiązkami. Część zawzięcie szoruje, część przędzie, inni zawierają bliższą znajomość z żelazną rodziną, ktoś mieli kawę w dębowym młynku, ten dzwoni tłuczkiem w mosiężny moździerz, tamten w kierzynce (maselnicy) ubija tłustą śmietankę na żółciutkie masło, najsilniejsi zanurzają ręce w kopańce i długo wyrabiają pachnącą drożdżami masę, a potem czuwają, by spokojnie wyrosła, otulona lnianą ściereczką. Wdzięczna kobieta szykuje dla nas posiłek – stawia przed nami świeży chleb z wieloziarnistej mąki, domową osełkę, ze spiżarni wyciąga dyniowy dżem i smażone z czułością powidła. Tak się kiedyś jadało – wspólnie, przy jednym stole, bez pośpiechu celebrując każdy kęs. Zmierzcha się, więc zapalamy kaganek. Czas jakby stanął w miejscu. Wiecie co? Niech stoi jak najdłużej…
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/1-styczen/koszalki{/gallery}
[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/1-styczen/eksperymenty is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Cześć!
To ja, Pstryczek-elektryczek! Pamiętacie mnie jeszcze? Poznaliśmy się bliżej, całkiem niedawno, gdy wpadłem lotem błyskawicy do waszego przedszkola. Choć nie zawsze mnie widać (uwielbiam zabawę w chowanego!), to nie odstępuję swoich przyjaciół na krok. Jestem waszym wiernym towarzyszem, wystarczy, że uważnie się rozejrzycie. Skąd te kwaśne miny? A kto niby bez wytchnienia puka do waszego serca? Ja, impulsami elektrycznymi! Tak, tak, każdy z was ma własną elektrownię! Zresztą moja energetyczna rodzina jest całkiem liczna: pradziadek węgiel brunatny, dziadek węgiel kamienny, kuzyn torf, ciotka ropa naftowa, stryjek gaz ziemny… Można by było długo wymieniać. Ostatnio nasza familia nieco się rozrosła i przyznam szczerze, że polubiłem tych nowych. Są tacy czyści, świeży i łatwo dostępni. Nic dziwnego – pochodzą prosto z natury. Słońce, wiatr, woda – drzemią w nich niespożyte pokłady energii. A tak przy okazji – czy wiecie, że wasze przedszkole ma wbudowane kolektory słoneczne? Prawdziwe z was eko ludki:)
Dziękuję za zaproszenie – z przyjemnością patrzyłem jak eksperymentujecie. Chyba sam nie zdawałem sobie sprawy, ile różnych żarówek może rozświetlać zimowe wieczory. A ta dziwna bateria – trzeba dużo odwagi, aby tak śmiało sobie z nią poczynać! Wasze cudaczne fryzury, nie miejcie mi tego za złe, rozbawiły mnie do łez – kto by pomyślał, że balonik potrafi płatać takie figle. Widziałem, że wy też nie mogliście oderwać wzroku od solarnego kolarza. Ależ on ma kondycję! Odniosłem jednak wrażenie, że pozostał wam pewien niedosyt – głód wiedzy nie zadowala się wszak lekką przekąską. Wobec tego mam dla was zadanie. Sprawdźcie czy cytryna – ta sama, która wzbogaca aromat gorącej herbaty – jest w stanie ożywić maleńką diodę. Zaproście do wspólnych doświadczeń rodziców. Pamiętajcie, aby eksperymentować wyłącznie pod opieką dorosłych! Energia jest nam życzliwa, ale trzeba się z nią umiejętnie obchodzić:)
Trzymajcie się cieplutko,
Pstryczek-elektryczek
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/1-styczen/eksperymenty{/gallery}
[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/1-styczen/glina is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Sucha, spękana, twarda jak skała – oto porzucona bryłka gliny. Spójrzcie na nią, jest smutna. Stworzona, aby ją ugniatać, lepić z niej kubki, miski i co tylko wyobraźnia podyktuje rękom, leży teraz samotna, a serce powoli kruszy się na ciepłym wietrze. Trzeba koniecznie coś z nią zrobić! Jak na złość – w głowie pustka. W takim razie, na dobry początek, trzy zagadki. Może dzięki nim nasze szare komórki nabiorą rumieńców. Uwaga, zaczynamy! Wy też chwilę pomyślcie:)
Uff! Sami przyznacie, że uporaliśmy się z trudnymi łamigłówkami. Mądre główki popracowały, więc teraz czas na paluszki. Do dzieła! Gotowi! Lepimy… paszcze! Wydatne wargi, a między nimi zębiska. Niektóre malutkie, równiutkie, jak u filmowego amanta, inne chwiejne i niekształtne. Ta paszcza wyszczerzona, a tamta szczerbata (nie mogłoby być inaczej, skoro właśnie wypadły jej dwa mleczaki i czeka na wróżkę zębuszkę). Jeszcze wielkie uszy, łagodne oczy – gotowe! Teraz glina czuje się wspaniale. Spójrzcie tylko jak uśmiecha się szeroko od ucha do ucha:)
* bałwan ** herbata *** samochód
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/1-styczen/glina{/gallery}
[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/Dzien_Dziadkow is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Fundament. I chyba nikt nie zdoła temu zaprzeczyć. Zauważyliście, że konflikt pokoleń nie dotyczy najmłodszych i najstarszych w rodzinie? Dlaczego? Może dlatego, że dziadków i wnuczęta łączy szczególna więź. Dziadkowie kochają bezwarunkowo – niczego nie oczekują w zamian, nie przekładają swoich ambicji na wnuki. Każdy maluch jest dla nich najpiękniejszy, najmądrzejszy i najwspanialszy. Może rozpieszczają swoje oczka w głowie na potęgę, ale powiedzcie sami – kto by nie chciał się czasem poczuć jak król? Dziakowie mają czas – potrafią przystanąć na chwilę by obejrzeć biedronkę na liściu, pójść z wnukiem na spacer do parku i cierpliwie czekać na rude wiewiórki. Nie szkoda im długich godzin lepienia z pociechami pierogów, dni spędzonych na wspólnym majsterkowaniu. Nie śpieszą się, bo i po co? Wszystko co naprawdę ważne mają przy sobie. Słuchają najuważniej na świecie, pamiętają imiona kolegów i koleżanek, nie przerywają w pół słowa, nie zbywają byle czym. Potrafią czekać, aż dziecko samo powie co je trapi. Są skarbnicą niezwykłych baśni, historii z własnego dzieciństwa i młodości, pamiętają też czasy, gdy nasi rodzice byli mali. Kiedy opowiadają – wszystkim zapiera dech w piersi, a usta rozdziawiają się szeroko. Nie wpadają w panikę z powodu gorączki wnuka i potrafią przekonać malucha, że stłuczone kolano szybko się zagoi. Zarażają swoim optymizmem i pogodą ducha, sprawiają, że dziecko czuje się ważne i wyjątkowe. Znają różne czarodziejskie sposoby na katar, plamę na ulubionej sukience, kłótnię z przyjacielem, a nawet na smutek po ukochanej przytulance, która przepadła gdzieś bez wieści. Dzięki nim dzieciństwo jest pełne magii i to bez żadnych fajerwerków – wystarczą czerwone jabłka prosto z drzewa, kubek kakao, bajka na dobranoc, a do tego dużo, dużo ciepła. Z dziadkiem można podyskutować o wszystkim, bo wie naprawdę dużo. Potrafi zdobyć pomidory prosto z krzaka, a nie supermarketu. Jest nauczycielem, historykiem, przewodnikiem, bohaterem, czasem także magiem (ile on cudownych rzeczy potrafi zrobić!), a z pewnością najlepszym przyjacielem. Był dzielnym pilotem, gra w szachy (nie ma sobie równych), koncertuje z zespołem na akordeonie, biega na dywanie udając konika, w wolnej chwili zbija ramy do obrazów z desek starej stodoły. A babcia wypełnia te ramy obrazami wspaniałych okrętów, robi kluski (niedzielny rosół nigdzie nie smakuje tak wybornie jak u niej!), smaży konfitury, dzierga wełnianą czapkę, rękawiczki i szalik dla zmarzniętych smyków, pokazuje album z czarno-białymi fotografiami, uczy mówić: proszę, dziękuję, przepraszam. Zresztą nieważne czym zajmują się dziadkowie, ani co potrafią – najważniejsze, że są, bo dzięki nim życie jest właśnie takie, jakie być powinno:)
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/Dzien_Dziadkow{/gallery}
[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/1-styczen/plastyczne is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Panna śnieżynka miała w zwyczaju opychać się świeżymi płatkami śniegu. Jadła i jadła bez umiaru, aż w końcu zmieniła się w potężną śniegową kulę. Ciężka i niezgrabna, nie mogła już dłużej przechadzać się w zaspach. Przystanęła więc smutna pod tulipanowcem, spoglądając tęsknie na smukłe sople zwisające z oszronionych gałązek. Poczuła się samotna, nim jednak zdążyła poutyskiwać nad swoim losem, coś z impetem wskoczyło jej na głowę. Wierciło się nieznośnie, moszcząc sobie legowisko, aż w pewnej chwili zamarło. Lodowa kluska była mniejsza od śnieżynki, ale równie twarda, zimna i – co tu ukrywać – swoje ważyła, choć śnieżynce zdawało się to jakoś w ogóle nie przeszkadzać. Siedziały sobie tak obie pod tulipanowcem, zupełnie nieruchomo, aż zjawiły się one – dzieci. Wicher wełnianych czapek, rękawiczek, długich jak boa szalików, szelest kurtek i narciarskich spodni. Zakotłowało się wokół. Plątanina rąk, nóg, drobnych kamyczków, rozwichrzonych patyczków i… marchewka…? Co tu się, na Dziadka Mroza, wyprawia?! Nagle wszystko ustało. Słychać było tylko skrzypienie oddalających się butów. Śnieżynka i kluska spojrzały niepewnie na swoje odbicie w oknie. Czy to jeszcze my? Niby jesteśmy wciąż sobą, ale wyglądamy zupełnie inaczej. Jak ludzie na to mówią…? Bałwan! Bez niego podobno nie ma zimy. Śnieżynka-nie śnieżynka zadarła z zadowolenia pomarańczowy nos…
Nie mogło zabraknąć bałwanka także w przedszkolnych salach. Ulubiony zimowy gość pojawił się niespodziewanie za sprawą pani Karoliny. Z pudełka wytoczyła się szara rolka po papierze (nie zawsze musi wędrować do kosza na śmieci!), wyskoczył klej, wypełzł wąż z bibuły. Rolka zarzuciła na ramiona białe futro i zorientowała się, że brakuje guzików. Żarłoczny dziurkacz pośpieszył na ratunek. Wgryzł się w arkusz czarnego brystolu i już po chwili na gustownym okryciu zalśniły onyksowe ozdoby. Trudno jednak podziwiać swój nowy image, gdy brakuje oczu. Rozbiegane ślipka przycupnęły pod gęstymi brwiami i bacznie obserwowały pracę kapelusznika. Może dla nas też zrobi jakieś piękne nakrycie głowy? Różowe, zielone, a może niebieskie…? Jeszcze tylko mały, perkaty nosek z kosmatego drucika i oto bałwan jak żywy! By poczuł się jak w domu, obsypaliśmy go papierowymi płatkami. A czy u was za oknem stoi jakiś śniegowy dżentelmen?:)
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/1-styczen/plastyczne{/gallery}