[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/2-luty/hupaj is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Zimą różnie bywa – śnieg jest, a za chwilę go nie ma. Nam jednak kapryśna aura nie jest w stanie pokrzyżować planów – prawdziwy tygrys potrafi sobie radzić w każdych warunkach! Czy zastanawialiście się może, które sporty są bardziej wymagające – letnie czy zimowe? Po co gdybać, kiedy wystarczy spróbować. A skoro za oknem zima – przynajmniej kalendarzowa – więc szykujemy się do mroźnej olimpiady. Od czego by tu zacząć… Co jest najbliższe dzieciom? Dwie mknące przed siebie płozy, a zatem saneczkarstwo! Pęd wyciska z oczu łzy, mróz szczypie w nos, włosy stają dęba. Lodowy tor wije się raz w prawo, raz w lewo i zdaje się nie mieć ni początku, ni końca. To się nazywa jazda! A jeśli ktoś woli latać wysoko? Odpowiednie będą skoki z nartami u stóp. Tylko jak wzbić się wyżej od Małysza, gdy pod nogami brak mamuciej skoczni? Pikuś! Wystarczy zbudować własny pas startowy. Ziuuuu! Słuchać tylko szum wiatru i własne bicie serca. Cóż za emocje! Adrenalina krąży w żyłach, popychając śmiałka dalej i dalej. Odpowiednia pozycja, balans ciałem, lądowanie w pięknym stylu. Noty powinny być wysokie. Mamy też coś dla romantyków – olśniewające stroje, gracja, taneczna płynność ruchów – łyżwiarstwo figurowe. Zawodnicy suną po gładkiej lodowej tafli, jakby bujali w obłokach. Poczwórny toeloop, potrójny salchow, podwójny rittberger, flip, lutz, axel. Ha! A te piruety! Pozazdrościłby ich nam sam Jewgienij Pluszczenko. Zwieńczeniem zmagań – hokejowy mecz. Kto by przypuszczał, że tak trudno trafić kijem w ten maleńki krążek. Bez obaw – nie było brutalnie, lecz żywiołowo i energicznie. Sportowa potyczka obeszła się bez ofiar. Znów nam się udało. Zapraszamy w podróż po zimowej fotolandii:)
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/2-luty/hupaj{/gallery}
[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/2-luty/akademia is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Pieski małe dwa chciały przejść przez rzeczkę./Nie wiedziały jak, znalazły kładeczkę./Kładka była zła, skąpały się pieski dwa…
Rozkosznie popiskujący, merdający małym ogonkiem, maszerujący niezdarnie na swoich drobnych łapkach. Słodki i rozkoszny, niezależnie od tego czy właśnie wszystko demoluje, czy smacznie śpi niczym bogu ducha winien aniołek. Wszystko go ciekawi, wszystkiego chce spróbować – najlepiej zatapiając w tym zębiska – każdemu okazuje sympatię, z każdym chce się bawić. Zawsze na nas czeka, zawsze z radością wita od progu, cierpliwie wysłuchuje, nie zbywa, nie stroi fochów. Oto urok na czterech łapach – pies. Prawda, że to wdzięczny model? Zresztą kto miałby strzec wiejskiego podwórka, jak nie Azor? Nawet Mruczkowi nie pozwoli zrobić krzywdy – taki z niego oddany przyjaciel. Długie uszy… A może krótkie? Ogon lekko zakręcony… Nie, lepszy prosty. Brązowy, czarno biały, w kolorowe łaty… Czerwona obroża, miska z wielką kością i jeszcze ciepła buda. Czegoś tu brakuje. Pyszczek powinien się uśmiechać! O tak, teraz lepiej. Hau, hau, hau! Co się stało? W jeziorze coś pływa… Si bon, si bon, tralalalala! Si bon, si bon, tralalalala! To właśnie ja, smukły, długi ktoś. Szybki i zarazem sympatyczny gość. Si bon, si bon, tralalalala… Kto to śpiewa? Woda dziwnie buzuje, spiętrza się, aż w końcu pęka i wyłania się długa szyja zakończona niewielką głową. Czy to Nessie? Sławny potwór z Loch Ness? Ależ skąd! Poznajcie Plezjozaura, całkiem zwyczajnego wodnego gada z nadrzędu Sauropterygia (płetwojaszczurów). Łowi ryby, nurkuje, podróżuje… chętnie odwiedza przedszkola. A nasze szczególnie przypadło mu do gustu. Chyba spędzi u nas ferie:)
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/2-luty/akademia{/gallery}
[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/2-luty/teatrzyk is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Śnieg zasypał pola – wszędzie biało. Jednym słowem – pięknie. Piotruś i Maciuś, dwaj bracia, postanowili wybrać się na dwór. Urządzili bitwę na śnieżki, a potem zawody czyja śniegowa kula poleci dalej. Hop – jedna śnieżka trafiła w drzewo. Hop – druga śnieżka przeleciała nad ogrodzeniem.
– I kto dalej rzucił? – zapytał Maciuś.
– Chyba remis – odparł Piotruś. – Ulepmy lepiej bałwana!
Jedna kula, druga, trzecia, nosek z marchewki, oczka z węgielków, stary kapelusz dziadka, szalik mamy i miotła.
– Trochę zimno się zrobiło – rzekł Maciuś szczękając zębami.
– A ja jestem głodny. O! Słyszysz? Burczy mi w brzuchu! – pożalił się Piotruś. – Chodźmy do domu. Jutro tu wrócimy.
Gdy drzwi zatrzasnęły się za chłopcami, ktoś cicho zapiszczał z radości:
– Taki mróz rozkoszny, że aż coś we mnie trzeszczy! – śniegowy bałwan podskoczył przejęty. – Chłód i wiatr potrafią tchnąć życie, ale jakże rozżarzone jest "to" w górze, jak wytrzeszcza swoje gały…
– Hau, hau! To jest słońce, które świeci w dzień – zaszczekał pies. – Bardzo je lubię, bo grzeje mój zbolały grzbiet. No cóż, pora na mnie – robi się ciemno, a jeszcze muszę zjeść kość. Zęby już nie te same co za młodu, więc kolacja z pewnością się przedłuży. Bywaj zdrów!
Słońce zaszło, wzszedł księżyc w pełni, okrągły i wielki, jasny i piękny w błękitnym powietrzu. A gdy nastał kolejny dzień…
– Jakie to cudowne! – zakrzyknęła młoda dziewczyna, która weszła z młodzieńcem do ogrodu. Stanęli tuż koło bałwana i stąd podziwiali skrzące się od szronu drzewa.
– Nawet w lecie nie można mieć piękniejszego widoku – powiedziała dziewczyna i oczy jej zalśniły.
– A takiego jegomościa jak ten nie spotkasz w lecie – dodał młodzieniec i wskazał na bałwana. – Jest wspaniały!
Dziewczyna zaśmiała się, skinęła z uznaniem głową bałwanowi i zatańczyła ze swym przyjacielem walczyka, a śnieg skrzypiał im pod nogami.
– Kim było tych dwoje? – spytał bałwan psa. – Jesteś na podwórku dłużej ode mnie, czy znasz ich może?
– Rozumie się, że ich znam – odparł pies. – Ona mnie pogłaskała, a on podarował mi kość. Są dobrzy, na pewno ich nie ugryzę.
– Ale co oni tu robią? – dociekał bałwan.
– Zakochana para – prychnął podwórkowy Burek.
– Zakochana?
– Ech, kiedy się dopiero wczoraj przyszło na świat, wie się – jak ty – doprawdy niewiele. Ja jestem stary i doświadczony, znam wszystkich w obejściu, a były czasy, kiedy nie stałem tu na zimnie koło budy...
– Zimno jest rozkoszne – zauważył bałwan. – Przepraszam, opowiadaj dalej.
– Byłem młodym szczeniakiem. Mówiono, że jestem mały i śliczny. Leżałem jak król na pluszowym fotelu lub miękkich nogach pani, która drapała mnie tak przyjemnie za lewym uchem, a pan częstował pysznymi kośćmi. Z czasem wyrosłem ze szczenięcego puchu, więc oddali mnie tutejszej gospodyni. Trafiłem do sutereny. Gospodyni była troskliwa – karmiła obficie, położyła przy piecu wygodną poduszkę. Piec to najmilsza rzecz na świecie, niezależnie od pory roku. Uwielbiałem jego ciepło – wciskałem się za niego i najchętniej w ogóle bym stamtąd nie wyściubiał nosa.
– Czy piec jest podobny choć trochę do mnie? – zadumał się bałwanek.
– Nie, wygląda zupełnie inaczej. Rzekłbym, że to twoje przeciwieństwo. Jest czarny jak węgiel, ma długą szyję i mosiężną trąbę. Pożera drzewo, aż ogień bucha mu z ust. Trzeba trzymać blisko, by zaznać niezwykłej przyjemności. Zresztą sam możesz go zobaczyć, o tu, przez to okno.
Bałwan ze śniegu zajrzał w okno sutereny i zobaczył rzeczywiście czarny, polerowany przedmiot z mosiężną rurą; ogień błyszczał w dole. Miał dziwne uczucie, z którego sam nie zdawał sobie dobrze sprawy – ogarnęło go coś takiego, czego nie znał, jakieś wewnętrzne ciepło, które rozlewało się po całym ciele i było bardzo miłe. Znają to wszyscy ludzie, o ile nie są zimnymi bałwanami, a zwie się to miłość.
– I dlaczego ją opuściłeś? – nie mógł pojąć bałwan. Wydawało mu się, że piec musi być przedstawicielką płci pięknej. – Jakże mogłeś opuścić takie miejsce?
– Musiałem – burknął smutno pies – wyrzucili mnie i przywiązali do łańcucha. Ugryzłem służącego w nogę, gdyż zabrał mi kość, którą obgryzałem. Kość za kość – pomyślałem sobie. Ale wzięli mi to za złe i od tego czasu marznę w ogrodzie, tracąc powoli głos. Posłuchaj jak chrypię.
Jednak bałwan ze śniegu nie słuchał już więcej. Stał w oknie wpatrzony w pannę piecyk.
– Nigdy tam nie wejdziesz – zawarczał pies. – A nawet jeśli kiedyś się do niej zbliżysz – znikniesz.
– I tak już prawie mnie nie ma – odrzekł bałwan. – Wydaje mi się, że się rozpływam w tym słońcu.
Tak oto całymi dniami bałwan stał w oknie, podziwiając urodę panny piecyk. Co tu kryć – po prostu się zakochał. Dni stawały się coraz cieplejsze, rozpoczęła się odwilż. Im więcej promieni spływało z nieba, tym mniej bałwanka zostawało. Aż pewnego ranka, gdy słońce wzeszło, po zimowym amancie pozostała tylko mała kałuża. Wkrótce zima się skończyła i nastała wiosna. Jaki morał z tej opowieści? Pamiętajcie, że nie będzie szczęśliwego końca, gdy on zimny a ona gorąca;)
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/2-luty/teatrzyk{/gallery}
[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/2-luty/kulinarne is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Puszyste, miękkie, jeszcze ciepłe ciasto drożdżowe to dla wielu z nas jeden z najwspanialszych smaków dzieciństwa. Na myśl o babcinym placku drożdżowym każdego dopada wspomnienie rodzinnego ciepła, bezpieczeństwa i beztroski. Przygotowywanie ciasta drożdżowego wiąże się z całym rytuałem. Być może właśnie to sprawia, że do tego typu wypieków podchodzimy z tak dużym sentymentem i zaangażowaniem. Wyrabianie, wyrastanie i pieczenie drożdżowca – każdemu z tych etapów należy poświęcić odpowiednią ilość uwagi i czasu. Zgodnie z tradycją ciasto drożdżowe wyrabiamy ręcznie. Zasadniczym składnikiem ciasta drożdżowego są oczywiście drożdże oraz mąka pszenna. Jeśli zaś chodzi o dodatki, to mamy bardzo dużą dowolność. Tym, którzy wolą nieco mniejsze smakołyki, polecamy małe rogaliki. Takie same, jakie zrobiliśmy my – kształtem nawiązujące do podkowy zgubionej przez konia świętego Marcina – wypełnione słodkim nadzieniem (my wykorzystaliśmy domowe konfitury, ale równie smaczne będą z marmoladą, masą makową, marcepanem, migdałami, mielonymi orzechami, skórką pomarańczową, słodkim białym serem lub czekoladą). Owinięci w kuchenne fartuszki, z wyszorowanymi porządnie łapkami, mieszaliśmy produkty, wyrabialiśmy ciasto (trzeba mieć krzepę!), nadziewaliśmy, zawijaliśmy. Pachnące półksiężyce cieszyły oko i mile łechtały kubki smakowe. Chcecie spróbować? To do dzieła!:)
Składniki:
Wykonanie:
Mąkę przesiewamy, dodajemy do niej delikatnie rozkruszone drożdże, cukier puder oraz jaja. Mleko lekko podgrzewamy (ma być ciepłe, ale nie gorące!), rozpuszczamy w nim cukier waniliowy i dodajemy do mąki. Wszystkie składniki zagniatamy i wyrabiamy z nich jednolite, sprężyste ciasto, które odchodzi od ręki. (Jeśli ciasto będzie zbyt rzadkie – dodajemy odrobinę mąki). Pod koniec wyrabiania dodajemy ¼ kostki masła (pozostałe ¾ rozpuszczamy) i jeszcze chwilę zagniatamy – niezbyt długo, bowiem ciasto powinno zostać nieco lepkie. Następnie nadajemy mu kształt prostokąta i rozsmarowujemy na nim część rozpuszczonego masła. Ciasto składamy na trzy części, sklejamy brzegi, rozwałkowujemy, smarujemy masłem. Powyższe czynności powtarzamy trzykrotnie. Z rozwałkowanego cienko ciasto wycinamy duże koło (można posłużyć się np. tortownicą lub miską), a następnie dzielimy je na trójkąty. Przy podstawie, w pewnej odległości od krawędzi, nakładamy płaską łyżeczkę nadzienia i zawijamy rogalika, uważając, aby nadzienie nie wypłynęło/wypadło. Blachę wykładamy papierem do pieczenie, układamy na niej rogaliki (nie za ściśle – urosną), wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180°C i pieczemy około 20 minut, aż się zarumienią. Przed podaniem można oprószyć je cukrem pudrem lub posmarować lukrem. Smacznego!:)
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/2-luty/kulinarne{/gallery}
[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/AZP/2/IV is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Spotkanie wigilijne, świąteczne eko-dekoracje, warsztaty kulinarne
Święta Bożego Narodzenia to dla wszystkich, szczególnie dzieci, wyjątkowy czas. Pełną parą rusza przedszkolna, jak żartobliwie ją nazywamy, fabryka Świętego Mikołaja. W ciągu kilku tygodni powstaje cała masa ozdób, kartek z życzeniami (takimi prosto z serca), upominków dla najbliższych. Dekoracje zawsze tworzymy z wykorzystaniem surowców wtórnych - staramy się wyrabiać w dzieciach ekologiczne nawyki. W tym roku powstały m.in.:
Oczywiście to jedynie niewielki ułamek tego, co wychodzi spod rąk naszych przedszkolaków. Nic jednak nie przebije radości, z jaką dzieci uczestniczą w grudniowych zajęciach kulinarnych [Zakątek pyszności III]. Już z początkiem listopada zamęczają wychowawczynie bardzo ważnym pytaniem: A kiedy będziemy piec pierniczki? Nic dziwnego - przygotowywanie świątecznych pierników to już tradycja w Wielkim Małym Świecie. Zapach jaki roznosi się tego dnia w salach, nie da się porównać z niczym innym - wprawia każdego w błogi nastrój. Mali cukiernicy zagniatają ciasto, wałkują (co wcale nie jest takie proste - placek nie może być ani za gruby, ani zbyt cienki), potem zawzięcie wycinają choineczki, gwiazdki, serduszka, aniołki, dzwoneczki, a gdy zabraknie wymarzonego wycinaka - na stolnicę wkracza swobodna improwizacja. Upieczone delicje, choć wymaga to niezwykle silnej woli, trafiają do celofanowych woreczków, przewiązanych wstążeczką, i czekają na Wielką Małą Wigilię - staną się słodkim zwieńczeniem rodzinnego spotkania [Był taki dzień]. A skoro już o tym mowa - trwają próby do jasełek. Dzieci podchodzą do występów nad wyraz poważnie. Ćwiczą w domach swoje role, przygotowują z rodzicami przebrania, marzą o roli Maryi czy Józefa (ten chce być królem, tamten woli skakać swobodnie po zielonych halach pod postacią puchatego baranka), dają z siebie wszystko podczas prób i podekscytowane czekają na występ przed rodzicami i dziadkami. Wspólnie kolędujemy, jemy przygotowane słodkości i owoce, cieszymy się tą chwilą tu i teraz, ukradkiem ocierając łzy wzruszenia. Czego sobie życzymy? By za rok, o tej samej porze, raz jeszcze móc przeżyć to, co dziś:)
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/AZP/2/IV{/gallery}
Recykling
Temat był dla nas trudny do zrealizowania, nie ze względu na zagadnienie, ale fakt, że o recyklingu nasze przedszkolaki wiedzą naprawdę sporo. O potrzebie segregowania odpadów powtarzamy im przy każdej nadarzającej się okazji, więc trudno wymyślić dla nich coś atrakcyjnego. W minione wakacje cały tydzień gościliśmy ekoludki, raz w miesiącu zapraszamy różne grupy teatralne, które nie stronią od tematów edukacyjnych, czego doskonałym przykładem mogą być spektakle "Leśne śmieciuchy" i "Śmiecio-sztuka", w każdej sali znajdują się odpowiednio oznakowane kosze na śmieci, by dzieci mogły samodzielnie dokonywać weryfikacji poszczególnych typów odpadów. Powstało zatem pytanie: Co jeszcze możemy zrobić? Wpadliśmy na pomysł zorganizowania integracyjnej zabawy dla wszystkich grup wiekowych. Chcieliśmy w ten sposób sprawdzić i uporządkować wiadomości dzieci, przy okazji zachęcając je do lepszego poznania się nawzajem oraz podjęcia pracy zespołowej. W tym celu dzieci zostały połączone w pary, według zasady starsze-młodsze. Każda para losowała swój numerek, a następnie ustalała, kto będzie przewodnikiem. Następnie, po kolei, pary musiały odnaleźć ukryte w sali śmieci oznaczone tym samym numerkiem, który para wylosowała. Haczyk polegał na tym, że jedno z dzieci miało zawiązane oczy (same ustalały które), a drugie musiało je poprowadzić/naprowadzić na właściwe znalezisko. Zadanie wymagało cierpliwości, wytrwałości, skupienia i wykazania troski o bezpieczeństwo partnera, który nie widział drogi. Gdy już wszystkie pary zasiadły ze swymi zdobyczami na elipsie, musiały włożyć śmieci do kosza-obręczy w odpowiednim kolorze. Żółta symbolizowała plastik, niebieska - papier, zielona - szkło, zaś biała - odpadki komunalne. Odkryliśmy, że w umysłach niektórych dzieci, plastikowa butelka i jednorazowa siatka na zakupy nie są zaliczane do tej samej kategorii. Podsumowaniem zajęć była zabawa ruchowa - przedszkolaki swobodnie tańczyły po sali, pomiędzy rozrzuconymi obręczami, przy akompaniamencie muzyki, kiedy zaś melodia cichła i pani głośno wykrzykiwała jakiś rodzaj odpadków - dzieci szybko musiały stanąć wokół obręczy o odpowiednim kolorze. Mamy nadzieję, że już nikt nie będzie miał wątpliwości, co powinno trafić do jakiego kosza.
W kwestii eko prac plastycznych - w Wielkim Małym Świcie codziennie tworzymy coś z niczego, a raz w miesiącu prowadzimy zajęcia dodatkowe Ze starego, coś nowego. Staramy się nie marnować tego, co może jeszcze czemuś posłużyć. Najlepiej odda to chyba pewna anegdota. Pani wycinając z kolorowego papieru kształty do pracy z dziećmi, resztki ścinków starannie pocięła na drobne kwadraciki - wszak mogą posłużyć jako dekoracja, wyklejanka, element montessoriańskiej pomocy. Dzieci w skupieniu obserwują swoją panią, aż w końcu jedno nie wytrzymuje: U pani nic się nie marnuje! Tak się zastanawiamy, czy kiedyś coś w końcu pani wyrzuci? Zabawne, acz prawdziwe. Uczymy/pokazujemy, co jest prawdziwym śmieciem, a co niedocenionym materiałem, w którym tkwi twórczy potencjał. Nie sposób wymienić wszystkiego, co udało nam się do tej pory stworzyć, dlatego prezentujemy pierwszy z brzegu projektu - trafiło na bałwanka [Ze starego, coś nowego IV]. Zaprzyjaźniony stolarz przyniósł nam niepotrzebne resztki pociętej dykty, a my się odpowiednio nią zaopiekowaliśmy. Przystrojona w pozostałości ozdobnych, świątecznych papierów do pakowania prezentów stworzyła zimowy krajobraz, w którym rozgościł się bałwanek z rolki po papierze toaletowym. Otuliliśmy go białą bibułą, na uszy naciągnęliśmy zawadiacką czapeczkę, nos pojawił się za sprawą pomarańczowych skrawków kreatywnych drucików, zaś szeroki uśmiech i guziczki to dzieło żarłocznego dziurkacza, który posilił się pozostałościami czarnego brystolu. Tak niewiele, a efekt piorunujący:)
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/AZP/2/I{/gallery}
Energia, oszczędzanie energii
Mieliśmy zaszczyt gościć w przedszkolu najprawdziwszego górnika! Odwiedził nas 4 grudnia, w święto wszystkich górników, czyli tak zwaną Barbórkę. Dzieci mogły się dowiedzieć od niego wielu ciekawych rzeczy, na przykład ile waży górniczy młot, jak szybko zjeżdża pod ziemię winda zwożąca górników do pracy w kopalni, dlaczego czapki górników mają różnokolorowe pióra, jak ciepło jest pod ziemią przez cały rok itp. Nasz gość omówił, z czego składa się górniczy strój galowy - jest koloru czarnego, posiada pelerynkę i aksamitne paski z guzikami po obu stronach. Czapka górnicza nosi nazwę czako. Zaopatrzona jest z przodu w godło górnicze, na którym widnieje perlik (młot) i żelazko (krótki kilof) - narzędzia te służyły górnikom do rozbijania i urabiania rud węgla oraz drążenia szybów. Przedszkolaki wspólnie rozszyfrowały znaczenie różnych kolorów pióropusza: biały wskazuje na sztygara, inżyniera, zielony - dyrektora, czarny - zwykłego górnika, zaś czerwony - członka orkiestry górniczej. Barwami górniczymi są czerń i zieleń, ponieważ czerń symbolizuje ciemność podziemia, a zieleń nadzieję na ujrzenie zielonej trawy po pracy.
Po górniku zjawił się energiczny pstryczek-elektryczek, który z przejęciem przedstawił dzieciom swoją całkiem liczną rodzinę: pradziadek węgiel brunatny, dziadek węgiel kamienny, kuzyn torf, ciotka ropa naftowa, stryjek gaz ziemny [Wielcy mali odkrywcy IV]. W sekrecie wyznał przedszkolakom, że ostatnio jego familia nieco się rozrosła, a nowi członkowie są czyści, świeży i łatwo dostępni. Nic dziwnego - pochodzą prosto z natury. Słońce, wiatr, woda - drzemią w nich niespożyte pokłady energii. Przy okazji wyszło na jaw, że Wielki Mały Świat skrywa na dachu kolektory słoneczne - dzięki nim mamy w lecie ciepłą wodę! Dzieci zdały sobie sprawę, jak wiele urządzeń potrzebuje do pracy energii elektrycznej. Zobaczyły ile różnych żarówek może rozświetlić zimowe wieczory i przekonały się, że bateria potrafi przybrać zaskakujące kształty. Sprawdziły także czy z cytryny da się wycisnąć prąd;) Przedszkolaki zrozumiały, że energia jest nam życzliwa, ale trzeba się z nią umiejętnie obchodzić.
Kolejny temat, żeby nie było tak prosto, dzieci musiały odgadnąć same. Pierwsza część hasła (Oszczędzam) wyłoniła się z rozsypanych liter po rozwiązaniu kilku zagadek matematycznych. Druga (energię) - wyzwanie drużynowe, wymagające ścisłej współpracy - ujawniła się po gimnastycznych wygibasach. Przedszkolaki tańczyły w takt muzyki, a kiedy zapadała cisza i pani szeptem wymawiała literę - musiały ją sobą (dosłownie!) napisać i zapamiętać. Na koniec złożyły wszystko w całość i już wiedziały, co będzie motywem przewodnim zajęć. Współczesnym ludziom, zwłaszcza dzieciom, niezmiernie trudno wyobrazić sobie świat bez energii. Co byś zrobił, gdyby zabrakło prądu? Nie byłoby światła, ciepła, gorącej herbaty ani posiłku, nie działałoby żadne urządzenie, które zasilane jest energią elektryczną. Po spojrzeniach dzieci widać, że ta wizja jest dla nich abstrakcyjna, nierealna i przerażająca. Po chwili jednak kilkoro przedszkolaków przypomina sobie, że zdarza się czasem (najczęściej właśnie zimą), iż nie ma prądu przez kilka godzin, a czasem dni. Jest trudno. A co jeśli wyczerpiemy zasoby węgla, ropy naftowej, gazu? Uratują nas tylko odnawialne, czyste i ekologiczne źródła. Dzieci zostały podzielone na kilka małych grup. Każda otrzymała duży arkusz papieru, kredki, pastele i flamastry. Zadanie dla wszystkich grup brzmiało tak samo - pani energia potrzebuje waszej pomocy. Narysujcie jej portret, a wokół niej sposoby na to, by oszczędzić jej pracy. Powstały plakaty, które wyeksponowaliśmy w salach.
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/AZP/2/II{/gallery}
Mistrz w każdym z nas - uczciwa rywalizacja sportowa
Czy dzieci znają zimowe dyscypliny sportowe? Niektóre tak, niektóre nie. O części z nich słyszały po raz pierwszy. Tylko garstka przedszkolaków próbowała już swoich sił na nartach, przeważająca liczba naszych młodych sportowców ogranicza się, póki co, jedynie do sanek. Jak wyglądają łyżwy czy snowboard? Panie nauczycielki, wspólnymi siłami, zgromadziły sprzęt niezbędny do uprawiania sportów zimowych, dzięki temu dzieci mogły go obejrzeć z każdej strony, dotknąć i wypróbować na sucho. Wiadomo przecież, że świat najlepiej poznawać zmysłami. Obejrzeliśmy fragmenty zmagań mistrzów i niezwykłych osiągnięć paraolimpijczyków. A gdyby tak zorganizować własną zimową olimpiadę [Hupaj siupaj! V]? Na początek kilka ważnych reguł obowiązujących podczas zabawy - nieprzestrzeganie ich grozi dyskwalifikacją. To nie pierwsze nasze zawody, więc zasada fair play jest powszechnie znana i respektowana. Zwycięstwo tak, ale nie za wszelką cenę. Szanuj rywali, pomóż, jeśli ktoś tego potrzebuje, nie oszukuj, z godnością przyjmuj zarówno zwycięstwa, jak i porażki. Niestety, zima w tym roku nie dopisała, więc by nasza olimpiada się odbyła, musieliśmy użyć wyobraźni i pewnych rekwizytów. Saneczkarstwo - niełatwe, zwłaszcza gdy nie ma śniegu, a zamiast na sankach z płozami, siedzi się na jutowym worku. Skoki narciarskie - jak pobić rekord Małysza, gdy trzeba się wybić z ziemi, zamiast progu wysokiej skoczni? Jazda figurowa - łyżwy z gazet, szorstka podłoga, ale naszych piruetów nie powstydziłby się zawodowiec! A na deser hokej! Niezmiernie trudno trafić w taki mały krążek... Nie martwcie się, obyło się bez kontuzji. Każdy, o własnych siłach, stanął na podium:)
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/AZP/2/III{/gallery}